Romantyczny Wodospad

Salvaro

Salvaro


Male Liczba postów : 173
Wiek : 24

     
- Ludzie to podłe bestie. - Sal wiedział jacy oni są i co mogą zrobić. - Ludzie mnie kiedyś postrzelili i nasłali na mnie  dwa psy, które chciały mnie żywcem rozszarpać. - Salvaro wie swoje i wie do czego są zdolni. - Ludzie potrafią wilka obedrzeć ze skóry tylko po to by zrobić sobie kaftanik by chronił go przed zimnem. Lepiej abyś nie wiedziała co oni robią są to straszne istoty nie raz ich spotykałem na szlakach wędrówek. 
Vanessa
Dorosły

Vanessa


Female Liczba postów : 50

     
Zakryła łapką pyszczek. Była przerażona. Dosłownie przerażona.
- Naprawdę są tacy podli? - Powiedziała cichutko. W życiu nie mogłaby sobie takiej istoty wyobrazić. Są tacy źli? To było dziwne.
- Nie miałam pojęcia, że ktokolwiek taki istnieje. To straszne. - Nie licząc większości samców oczywiście! Dla niej wciąż będą najpodlejszymi istotami w świecie. Może istnieją jakieś wyjątki. Póki co Sal jest bardzo miły. Ale to póki co. Może mu się kiedyś odechcieć takiego miłego zachowania i co? No i bum, Van znów oberwie. Wolałaby jednak unikać takich sytuacji.
Uśmiechnęła się cierpko i popatrzyła w górę. Było coraz chłodniej, ale czuła się dobrze. Chłód był jak najbardziej przyjemny.
Salvaro

Salvaro


Male Liczba postów : 173
Wiek : 24

     
- Nie chciałbym ponownie spotkać ludzi. Znów by chcieli mnie zabić dla futra i mięsa.
- Salvaro widział, że Van nie za bardzo mu ufa, ale on sam wie jak trudno jest zaufać i wiedział, ze wadera potrzebuje czasu.
Wstał i po chwili położył się bo już było mu niewygodnie w pozycji siedzącej.
Basior spojrzał w niebo. - Czy tobie też brakuje słońca i błękitnego nieba? - Spytał i po chwili przeniósł wzrok na Van.
Vanessa
Dorosły

Vanessa


Female Liczba postów : 50

     
- Bardzo. Nie wiem dlaczego, ale noc to nie dla mnie. Wolę dzień, kiedy wszyscy żwawo biegają, rozmawiają. Widzę wszystko i wiem z kim mam do czynienia. A jak jest ciemno? Ograniczone pole widzenia, wszystko jest ograniczone. Niewiadome kiedy jest prawdziwa noc i "niby dzień". - Ponownie westchnęła. Może nie bała się ciemności, ale również jej nie uwielbiała. Jednak gdy jest non stop ciemno to... To nie jest zbyt wesoło i fajnie. Wręcz przeciwnie, jest ponuro. Trzeba się cały czas pilnować. Cały. Nikt nie wie kto stoi za krzakiem, drzewem, głazem, czymkolwiek.
Salvaro

Salvaro


Male Liczba postów : 173
Wiek : 24

     
Wilk uśmiechnął się i ponownie zerknął w niebo. - Co do tego muszę się zgodzić też wolę dzień. 
- Wilk wstał, przeciągnął się i ponownie położył na ziemi. - Dzień to taka pora dnia, że jest przyjemnie. Słońce powoli ogrzewa futro, wszystko  widać, a tu nawet nie wiadomo gdzie się jest.
- Sal w tej chwili miał żółte oczy, one samoistnie się zmieniały razem z nastrojem wilka.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Nie miał złamanego serca. No, najwyżej troszeczkę. Ale nie po romansach i podobnych bzdurach, bardziej... życiem?
Hej, hej, bracie Noishu, pora wracać, nie czas, by się odwracać. Co było - minęło i szaty rozdzierać już próżno.
Jako że nie miał złamanego serca, a tym bardziej dlatego, że nie wiedział, gdzie idzie, mijałoby się z celem określenie go masochistą. Chociaż miałby chętkę, aby trochę się pomęczyć, przede wszystkim w celu zahartowania swej osoby, tak jak ogień hartuje stal, tak ból wypala glinę, tworzącą różne persony. Mijałoby się z celem stwierdzenie, że pakuje się tam, gdzie na pewno poboli. Bo cóż on, aż tak ponury, by uznać, iż na świecie piękna nie ma, ani w widokach, ani w sercach, ani w ogóle nigdzie? Nie był smutny.
Tylko nieznacznie jakiś robak drążył mu duszę. Tylko trochę korciło go, coby zawyć przeciągle. Absurd, prawda? Tak też sądził. Czyż to wypada hałasować, łkać, rzucać się w oczy, narzucać komuś, kimkolwiek by nie był i gdziekolwiek by się nie znajdował? Ależ nie. Prawdziwy wojownik, prawdziwie twardy wojownik, zarówno bój przegrany, jak bój wygrany winien toczyć w milczeniu i uczcić milczeniem. Prawda?
Chyba. Za dużo było w nim niepewności. Strumienie myśli zlewały się w rzekę wahań. A ona rwała brzegi, wyrywała łapczywie ochłapy, rzucała tu i tam, groźniejsza nawet niż morze w czas sztormu. Z kolei nie byłoby lepiej, gdyby zmalała gwałtownie. Na zmiany potrzeba czasu. Zdawało mu się, że o tym wie...
Ale chciał szybko. Być już, od razu - w domu, na miejscu, z przyjaciółmi, rodziną, w bezpiecznym koncie, w poczciwym życiu. A wszystko to szarpało, nie tylko duszę, szarpało i pyszczek, na którym dało się dostrzec widoczny brak czegoś nieodłącznego - czyli najlepszego z dostępnych nastrojów. Niepewności sprawiały, że raz na jakiś czas przystanął, by zaraz przysiąść, unieść przed pyszczek łapę i patrząc na nią jak na cud, to rozsuwać opazurzone palce możliwe najbardziej, to robić rzecz przeciwną, potem wstrząsnąć całkiem bujną grzywą, parsknąć beznamiętnym śmiechem, a po tych drobnych rytuałach przedreptać kilka kroków albo kilometrów - bywało tak albo tak, rzadziej pomiędzy - znów przysiąść i przebyć prawie identyczną sekwencje. Takie rzeczy, oczywiście, nie prowokowały żadnej zmiany. Chodziło chyba bardziej o to, by zabić czas. Gorzej, iż zabijał go już od dawna, toteż chyba nadchodziła pora wziąć się do roboty, bić wroga, żyć, nie jeno istnieć.
Wędrując przed siebie, co szło mu niesporo, aż nawet miał ochotę uciec z powrotem w jakiś ciemny kątek, odnosząc wrażenie, że atmosfera jego najdroższej arkadii go zabija, a równocześnie dałby sobie łapę uciąć, że odejście stąd wykończy go, że ma to jak w banku, niezawodnie jak szwajcarski zegarek zadziała w tej sprawie los, tak naprawdę się cofał, dziecinniał odrobinę, ponieważ dzieci są szczęśliwe w swym szczenięcych latach, a on również taki było. Cofał się i nie miał nic przeciw, wciąż było to jego planem. Co prawda wytężał wszystkie siły, by mozolnie iść ku wymarzonym horyzontom, nie zaś czmychać bez trudu gdzie pieprz rośnie albo paść na pyszczek, lecz dziwna to była walka, dziwniejszy wybór - to dobre, a tamto nie takie złe, to trudne, to łatwe... bez wyjątku.. same kłopoty. Największy postęp w gruncie rzeczy uczynił, gdy wydobył z głębi siebie coś na kształt łkania, zniknęło to jednak zaraz - i ponownie niepewność. Mówił sobie tedy, że jest wariatem. I nie zawsze był to szept myśli, parę razy użył głosu, coby wywrzeć mocniejszy efekt. Mógł te przedsięwzięcia wpisać na listę bieżących porażek. Długa to była lista...
Wreszcie ciało usadził w miejscu, tylko myśli dalej parły, sam nie wiedział którędy, głowa kiwała się, chociaż nie uspokajało to zamętu, w prawo, w lewo, jak gdyby w jego szyi nie było kręgów i wiatr miotał nim z taką łatwością, z jaką wieloma osobami miotało przeznaczenie. Za głową nie długo potem podążyła reszta sylwetki i z odrobiną zadowolenie pacnął o ziemię. Inna perspektywa, a nuż się coś rozjaśni? Poruszył się trochę, ulżył bokom, trochę, jeno trochę zapadniętym, przerzucił ciężar na plecy; tylne łapy dalej leżały jak przy poprzedniej pozycji, jedna na drugiej, zatem fakt faktem, iż nieco ciało "wykręcił". Przednie kończyny podjęły się czegoś lepszego - niby Ikar pragnął wznieść się w górę (nie uznawał tego pragnienia za poważne, nic więcej od chwilowego widzimisię), a w dążeniu tym sięgnął łapkami w górę, karmiąc się tą małą żądzą, z całych sił sięgając. Może z góry lepiej widać. Zaraz jednak łapy opadły, tego przeżycia mu starczyło. Pomógł sobie głupim marzeniem i wyrzucił je z pamięci. Nie pogardziłby skrzydłami, ale i nie płakał za nimi. Niech inni żyją niebem, jemu ziemia matką, dla niego ma dość cudów.
- Yumiiii, Taimiii - zaintonował, oglądając oczyma wyobraźni pyski tych, których przyzywał swą specyficzną modlitwą. - Laikaaa. - Dużo imion. Powinno być ich dużo. A na razie jeno trzy, garstka, kapka, kropla w morzu.
- K***A M*Ć - zaryczał niczym ranione zwierzę całą siłą płuc, strun głosowych, całą siłą niepewności. Pękła tama i uczucia zaczęły wyciekać, a tym samym na duchu robiło się lżej i lżej, i lżej. Nie rozumiał, lecz nie potrzebował jakoś znowuż wiele rozumieć, za to jął odczuwać błogość. Jakoś to będzie - bo czemu nie? Bo jak inaczej?
Uczcił pogodzenie się z losem oraz szczęśliwe zaręczyny z nowo narodzoną nadzieją wybuchem śmiechu. Śmiech, śmiech, śmiech. Na przekór niepewności. Śmiał się jak obłąkany, śmiał się jak król życia. Czy zresztą nie był królem życia? Światu jest panem, swemu życiu jest panem, własnemu losowi także pan. Życie, chodź tu do mnie, jestem gotowy! Przepraszam, iże parę dni zajmowałem się powracaniem na dobre tory, długi, niegodny mnie okres. Za to nie zjadę z nich nigdy więcej. Przysłonił pyszczek łapą, mimo że złamaniem czegoś, co wcześniej uważał za dogmat, zburzeniem muru, którym było przekonanie, iże milczeć i nie rzucać się w oczy to obowiązek, nie przejął się wcale lub zatroskał się nawet mniej. Kto bogatemu zabroni? Kiedy zdaje się, że tylko wodospad patrzy na jego wyczyny i nie licząc jego samego, tylko on coś mamrocze szumem wody. On i wodospad. Taka ekipa nie gorsza niż każda inna.
Viy Curay
Demon
Admin

Viy Curay


Male Liczba postów : 174
Wiek : 25

     
Oh, a któż, a cóż to?
Nie, niemożliwe. Przecież on nie żyje, przepadł, utopił się w prądzie czasu. Jego historia skończona i zagrzebana razem z nim, kilka metrów pod ziemią - tak dla pewności, że już nigdy się nie podniesie.
To nie jest miejsce dla niego i chyba sam po części zdawał sobie z tego sprawę. Czego szuka tu po raz kolejny, dlaczego założył na siebie mentalne kajdany, przykuwające go do tej krainy? Zawsze wraca.
Wrócił i teraz.
Upływający czas odcisnął na nim swe piętno. Ciało, w którym przebywał starzało się, a on nie miał sił, by się z tego uwolnić. Czyżby przyszło mu żyć i umrzeć w takim stanie?
Żałosne, doprawdy. Słabe kości i cienka skóra jeszcze jakoś się ich trzymająca - przykryta rzadką sierścią, nieco szarawą, niemalże siwą. Przeżółkłe, brudne bandaże ukrywające niezagojone rany, całe brudne - tak jak i on - w błocie i krwi.
Wiele razy zdarzało się, że nie wyglądał dość przystępnie, ale teraz, teraz osiągnął dno. I sam pytał się siebie czasami, czy ma jeszcze siłę, by sobie pomóc. Czy chce. Czy warto.
Nie dochodząc do żadnych wzniosów szedł dalej. Wolno, ociężale, ale wychudzone łapy wciąż były w stanie posuwać się dalej. Pożytkował się tą resztką energii, jaką posiada jego ciało i żył. Pełny nienawiści i goryczy, ale żył. Egzystował.
I to nie jest koniec, mówił sobie, nie zginę w bocznej alejce jak szczur, powtarzał.
Czy w to wierzył?
Słysząc śmiech uświadomił sobie, że jest bliżej żywych istot, niż mu się wcześniej zdawało. Nie zastawiając się dłużej ruszył nieco szybciej, jakby ciesząc się na widok innego towarzysza niedoli. W sumie nie zdecydował jeszcze, czy chce niszczyć, czy jest po prostu głodny, ale nim bliżej zapoznał się z tym uczuciem - minęło.
Cóż, to i tak dużo jak na niego, może jeszcze kiedyś, może to nie wszystko.
Wydawałoby się w sumie, że pełen jest emocji. Gniewu, na przykład, bo choć jego twarz zawsze wygięta jest w grymasie pogardy, to jego oczy są puste. Martwe, jakby mówiły cichym echem, patrz na mnie, kiedyś byłem życiem, teraz jestem niczym.
Postanowił obserwować. Nie podchodzić, nie zastraszać, jeno obserwować z odległości kilku metrów.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Klatka piersiowa zafalowała, a serce... ciężko powiedzieć, czy skowyczało z radości, czy trzepotało niewidocznymi, rzadko wyczuwalnymi skrzydłami, które jednakowoż zawsze tam były, czekając okazji do lotu, czy rwało się, czy podejmowało próby ucieczki, starając się ze wszystkich sił rozerwać mięśnie, skórę, złamać kości, byle posiąść wolność, co wydawało się szczęściem najwyższym oraz ostatecznym.
- YUUUMIIIII - ryknął znowu, ale jakiż to był inny krzyk. Dość chyba rzec, że podobny grzmi w wesołym miasteczku w pobliżu kolejek górskich: krzyk kwitnącego jak kwiat życia, krzyk beztroski, krzyk radości. Ileż łatwiej było patrzyć na świat bez osnowy z czarnych chmur smutku. Że też przyszło mu do głowy być smutnym! Głupcze! Potrząsnął głową w przeczeniu, lecz z autentycznym entuzjazmem, a że nie była wiele ponad ziemią, równocześnie przyczynił się do migracji ziemi. Nie gasiło go to wcale, dokonał tego dopiero jakiś kamień, złośliwy obiekt, powodujący ból z tyłu głowy. Znieruchomiał na ten sygnał od swego układu nerwowego, co wyglądało jak gdyby ktoś odciął mu zasilanie - łapy przednie wraz z łapami tylnymi, które mimochodem zbierały się do paralitycznych podrygów, zastygły, aktywny niczym chorągiewka podczas zawiei ogon padł na ziemię, resztki rżenia zastąpiło zbolałe syczenie. Gdy pobrzmiało chwilę, nastała cisza. Lecz nie bezruch. Niezdarnie wilczysko przewaliło się na bok, podźwignęło, zachwiało i zaczęło dreptać chwiejnie w bok, walcząc o lepsze z wirującym światem. Wygrał równowagę, mrugając, odzyskał również wzgląd na otoczenie, dojrzał znowu kontury rzeczy. Dojrzał Vija. A w gardle wciąż miał gotowy krzyk, zatem go wykorzystał.
- EEEEEJ. PRZYJDZIESZ DO MNIE CZY JA MAM PRZYJŚĆ DO CIEBIE?
Viy Curay
Demon
Admin

Viy Curay


Male Liczba postów : 174
Wiek : 25

     
Hm.
Ciekawie.
Najwyraźniej miał do czynienia z szaleńcem. To w sumie dobrze, takich zwykle mniej szkoda. Nikt na nich nie czekał, nikt by nie tęsknił - śmierć wielu pozostała niezauważona. I chodź głód mówił mu, tak, zabij, zniszcz, rozszarp, to zdawał sobie sprawę, że jest za słaby. Że teraz to nie on ma przewagę, a jakiś przypadkowy wariat, w którym widzi siebie, niczym odbicie w potłuczonym lustrze. Patrz, na Ciebie też nikt nie czeka, nikt nie tęskni. Patrz, pozostaniesz niezauważony.
Viy szybko stłumił ten wewnętrzny głos i odciął się od jego prawd, w jakim smutnym położeniu musiał się znaleźć, by nie mógł ufać nawet swojemu umysłowi. Zwłaszcza swojemu umysłowi.
Wilk przyjrzał się basiorowi ponownie. Kto wie, nic na to nie wskazuje, ale może nie jest tak odmienny, jak mu się zdaje? Pomóż mi pozbyć się tej resztki współczucia, a będzie szybko i bezboleśnie.
Dopiero kilka chwil po słowach basiora postanowił wstać i z wolna ruszyć w stronę nieznajomego. Nie śpieszył się, na pysku mógł pojawić się nawet ten cień demonicznego uśmieszku, zalążek dawnego szaleństwa, iskra, pragnąca spalić cały las.
W końcu zatrzymał się, stojąc na przeciwko Noisha. Postawę miał prostą i surową, a oczy wciąż tak martwe, jak wcześniej. Może nawet bardziej, o ile to możliwe. Vij nie przypominał żywej osoby, to pewne, bardziej ducha, jakąś zbłądzoną zmorę, koszmar uwolniony z krainy snów.
Nie odzywał się. Nie czuł takiej potrzeby. Po prostu patrzył. Obserwował.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Hej, Noish, jesteś wariatem? Tego nie wiedział, nie myśląc o tym, zaś myśl ta była mu równie obcą jak sąsiednie galaktyki, nie mógł zresztą posiąść tej wiedzy. Wariatem. Był królem, nie ulegało wątpliwości, że ten tytuł mu się należał. Światu przeznaczone było znaleźć się w jego łapach, starczyło owe tylko wyciągnąć, co nie nastręczało zbyt wielu trudności. Na razie nie wykuto jego złotej korony, tym bardziej więc nie osadzono mu jej na łbie, lecz mógł sobie już wyobrazić jej ciężar, mało tego, niemal go czuł. Niemal? Też mało. Uciskała go, próbowała pochylić głowę ku ziemi, ugiąć hardy kark.
Był królem. Ramzesem II, Aleksandrem Wielkim i Juliuszem Cezarem. Cenił siebie, spodziewałby się jako jednostki worków złota, niemało kosztował, bez cienia wątpliwości. Król ostawał królem, nawet pogrążony w takim smutku jak on teraz. Bez widocznej korony, odcięty od pałacu oraz tronu, obecnie pozbawiony królestwa - nic to, prawdziwe znaczenie trzeba przypisać błękitnej krwi,monarszej mentalności, niczemu innemu. Tych dwóch akurat ciężko mu odmówić. Władca życia, światów, gwiazd, galaktyk, pan wszystkiego na świecie i poza nim. Ponad śmiercią - wszak nieśmiertelny. Niepokonany. Uszlachetniony swoim własnym kodeksem rycerskim. Kto.
Wyszczerzył białe kły w wilczym uśmiechu, szczególnie, że poczuł, jak budzi się w nim zwykła - a ostatnimi czasy trochę zapomniana - energia, krąży po ciele razem z krwią. Znów sięgnie po swoje i będzie dobrze. Nie wolno tracić optymizmu, nie, nie, nie, to niedozwolona, a już z pewnością niewłaściwie. Król zawsze pełni swoje obowiązki: głowę nosi wysoko i dumnie na znak wygranej bitwy, by nieść poddanym otuchę. Nie miał poddanych, lecz co z tego?
Dźwignął wobec tego makówkę, dozwoloną odrobinę zadarł nos, prezentując postawę godną uwiecznienia w brązie, wreszcie, tym razem mniej jak król, więcej jak młode źrebię, zarzucił głową. Pierwszy raz nie przyniósł wymaganych skutków, zatem powtarzał dopóty, dopóki kosmyki włosów nie spoczęły wygodnie poza polem widzenia; ponawiał cierpliwie, konsekwentnie. Zaliczywszy i to, złożył spojrzenie na obliczu Vija, zaraz objął nim i uszy, szyję, całego wilka stopniowo, na finał wybrał oczy, wszak to, co dziwniejsze - zarazem ciekawsze.
- Jesteś wilkiem, czymś mniej czy więcej, niemową być może? Oszalałeś, jesteś opętany, dziki, niebezpieczny? - rzekł i nie zapomnienie sprawiło, że się nie przywitał. Zwykłe stwierdzenie, iż to zbędne, zwłaszcza na tym etapie. Skoro rozmowę zaczął podówczas krzykiem, kultura zdążyła pójść do diabła, no nie? Nie przeszkadzała mu to, pod warunkiem, że przybysz zostanie tutaj; gdyby raczył zaspokoić Noishowy głód wiedzy, doszłoby w ogóle do spełnienia większości chwilowych marzeń. Gromadzenie danych wspaniała sprawa. Tych na tematy nadprzyrodzone - idealnie. A w dalekiej przyszłości ścieżka maga - pięknie.
Do tego ostatniego jeszcze tak z dwieście dziewięćdziesiąt parę przyzwoitej długości postów (userka sobie wyliczała, ile wypadałoby napisać, przygotowała rozpiskę i odhacza napisane, tak dla zabawy i dlatego, że lubi wszystko rozplanować, zanotować, przemyśleć tuzin razy), kto wie, kto wie, a nuż się uda, tę wybierze, wkroczy na nią, przejdzie, dotrze do celu. Gdy zacznie, nie wypada zatrzymać się przed szczytem, należy wleźć nań.
Noish
Dorosły

Noish


Male Liczba postów : 440
Skąd : z Marsa

     
Nie ma czasu do stracenia - wiele znaczy ta nazbyt natarczywa w życiu mas formułka. Choć chciałoby się przez kałużę iść godzinę, może dłużej. Wiedział Noish trochę, mimo że nie było tego wiele, aczkolwiek więcej z biegiem dni, który to bieg zbliżał do do utraty dawnego koloru sierści i przejścia w stan spoczynku po wielu typowych istotom ze świata żywych bojom o przetrwanie i inne potrzebne rzeczy, zdobycia tytułu kombatanta, który przynajmniej zremisował z tymi, co trzymają ster wszechświata. Wiedział coś, dane mu więc było wiedzieć i to, iż stojąc, w praktyce się człek cofa, bo wszystko wkoło najpewniej leci na złamanie karku, tylko on taka ofiara, łamaga, wybił się z rytmu. Tego się nauczył, a jeszcze czuł, iż zbytnio się nie można dać wyprzedzić, prócz tego nie chciał mieć niewyobrażalnych dystansów do nadgonienia. Mógłby nie dać rady. A lepiej nie przekonać się, że już za późno.
Oblizał pysk, zdając się przy tym zadumany znacznie bardziej, niż trzeba, w czym kryła się wyłącznie potrzeba imponowania, ukryta prośba - "patrzcie, jakim inteligentny". Mówią, że trochę pychy, zasłużonej, nie zaszkodzi. Przekroczył już granicę, miał do niej nadal kawałek, jak pojemne było byle co nieco? Zerknął i z wyrazem cwaniaczka - ba, był on takim cwaniakiem - pokiwał głową, wzrokiem przespacerował się po okolicy, coby się do jednej duszyczki nie ograniczać, gdy była szansa, że się ktoś inny kręci. Okazji dotrzymania komuś towarzystwa nie wolno przegapić. Najlepiej żadnej. Już tu różne rzeczy mu przypisywano, intelekt, głupotę, pychę, cokolwiek, ale i wiara, moi drodzy, wiara - w legendy. Jak miłość. Po pierwszym wejrzeniu.
Utrzymywał wyraz najwyższego skupienia, zarazem rozważając sprawę błahą: iść czy zostać, zostać czy iść. To bez różnicy i może dlatego zdawało się, że tkwi w tym jakiś haczyk. Westchnął ciężko, filozof od siedmiu boleśni, sugerując, że rozwiązywanie zagadek o kurach i jajkach wraz ze wszystkimi innymi zawiłymi idzie mu niesporo. Kiedyś się zaczęło, a nie skończyło go dzisiaj, że zamarzyło mu się być podziwianym. Lecz ludzie sami nie chcą, starać się trzeba, grać. Ponownie wydał z siebie smętny odgłos.
Tyle że zainteresowania nie znalazły jego triki. A to już bardzo się nie podobało. Zaważyło. Trzeba iść. Czas przed chwilą może był, tylko już nie ma. Adios - nie powiedział, odwrócił się najmniej szlachetną częścią siła i poszedł. Do diabła, bo go tam na razie nie było. Do czasu!

z. t.
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Są takie miejsca, które przyciągają podróżników swoją niezwykłością. Dla latających istot wyglądają jeszcze bardziej niesamowicie, bo widok z góry zawsze był lepszy.
Wodospad, wokół którego rosły kwitnące na różowo drzewa wiśni wyglądał bardzo znajomo dla smoka ze Wschodnich Krain. Taki widok oznaczał wiosnę i radość... Nic dziwnego, że Smok Herbaciany postanowił wylądować właśnie w tym miejscu.
Xian podszedł do źródełka i nachylił się tak, żeby upić kilka głębokich łyków... oraz by przy okazji nie zamoczyć sobie przypadkiem wąsów. Kiedy uzupełnił zapas wody, podszedł do najbliższego drzewa wiśni i przymknął oczy. Idealne miejsce na wyciszającą medytację.
Kiedy smok pogrążył się w zamyśleniu, jego lekkie ciało uniosło się minimalnie nad ziemię i zawisło powietrzu. Częsty przypadek wśród Smoków Herbacianych - te jaszczury potrafiły całymi godzinami lewitować w bezruchu, nie licząc nieznacznego falowania ogonem.



//kolejny temat, który mi wygląda na martwy, ale przepraszam jeśli jednak się komuś wbijam
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
Sztywno, acz ostrożnie, stawiał łapska na podłożu. Trzymał puchatą kitę w górze, jak to półpies. Szedł przed siebie z nosem przytkniętym do ziemi. Czuł intensywny zapach kwiatów wiśni, który - na nieszczęście lub też nie - zasłonił mu woń innej istoty. Nie widział nic poza zielonkawą trawą i kawałkiem jego własnego nosa. Nagle zaś łbem dotknął jakiegoś ciała obcego. Zatem uniósł nieco wzrok, by zobaczyć przeszkodę. Szybko się wyprostował i wybałuszył różowe ślepia.
- Kim ty..? - z przerażeniem patrzył na "to" stworzenie. Nigdy w swoim całym, czasem niezwykłym,  życiu czegoś takiego nie widział. Jednak gdy tak się wpatrywał ujrzał wreszcie piękno, ale nie takie zwyczajne piękno - mordercze, niebezpieczne piękno jakie widzimy, gdy idąc przez wieś ukazuje się przed nami majestatyczny rottweiler z wyszczerzonymi kłami i gotowy do ataku. Zaczarowany owym pięknem wilkopies siadł z wrażenia na zadku i aż nie mógł się ruszyć. Oby tylko go nie złapało i nie wyrwało mu flaków, po czym zjadło - bo wtedy to by chyba umarł. Podkulił ogon, zamierając w bezruchu.
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Piękno miało wiele twarzy - dla jednych piękny był rajski ptak w locie, a dla innych dziki drapieżca szykujący się do ataku. Jeszcze inni spoglądali oczami duszy i dostrzegali jedynie piękno wewnętrzne. Xian nigdy by się nie uznał za pięknego. Jak na smocze standardy uważał się po prostu za zwyczajnego samca, o zdecydowanie zbyt delikatnej posturze. Wśród innych smoków był po prostu maleńki.
Zamyślony Xian nie zwracał większej uwagi na otoczenie, ale słyszał, że zbliża się jakaś istota. Sądząc po miękkim i ostrożnym chodzie, musiał to być mały drapieżnik. Być może wilk. Mnóstwo ich w tej krainie.
Kiedy przybysz zahaczył głową o puszystą końcówkę ogona smoka, Xian otworzył swoje srebrne niczym gwiazdy oczy. Spojrzał w dół, dostrzegając młodego wilka. Urocze, puchate stworzenie, które wyglądało na bardzo przerażone. I te różowe jak kwiat wiśni ślepka...
- Proszę się nie bać, drogi panie - odezwał się Xian uprzejmym tonem i miękko wylądował na ziemi. Zwinął się w kłębek, ale końcówka ogona ciągle mu falowała z zaciekawieniem.
- Przysiągłem na Boga Niebios, że nie skrzywdzę żadnej żywej istoty bez powodu - dodał, chcąc uspokoić wilka - A my, Smoki Herbaciane, zawsze dotrzymujemy słowa honoru.
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
- Wy smoki...? - przechylił łeb, po czym nagle wstał gwałtownie i zaczął energicznie machać ogonem. - Czyli jesteś smokiem?
Przerażenie jakie towarzyszyło mu jeszcze chwilę temu minęło jakby nigdy nic.
- Dużo słyszałem o smokach, ale nigdy w życiu takiego nie widziałem. Jesteś pierwszy i, mam nadzieję, że nie ostatni! - podszedł bliżej do smoczyska. Siadł i położył łapy na jego nosie. - A więc jesteś smokiem herbacianym? - zbliżył pysk do jego - O takich jeszcze nie słyszałem szczerze mówiąc.
Na chwilę przestał cokolwiek mówić. Zamknął oczy i zaczął się nad czymś zastanawiać. Otworzył znów ślepka i rozpoczął swój wywiad:
- Opowiesz mi coś o sobie i swojej rasie, i o tej Krainie? - różowe ślepia wilkopsa wręcz żarzyły się ciekawością, a jego ogon latał we wszystkie strony jakby zaraz miał odpaść. Jednak po krótkiej chwili owe entuzjastycznie ciekawskie zachowanie ustało i wilczek zagłębił się znów w swoich zamyśleniach.
"Skąd ja się tu wziąłem...?" Obrazy z jego przeszłości przelatywały mu błyskawicznie przed oczami.
Rozmyślał tak intensywnie, że dźwięki i głosy dochodzące z zewnątrz były dla niego stłumione, niedosłyszalne niczym przez dwuwarstwową szybę samochodu.
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Takiego wybuchu różnych emocji Xian zupełnie się nie spodziewał. Spontaniczne okazywanie uczuć było dla niego czymś nieznanym i niestosownym. Dlatego smok czuł się odrobinę zakłopotany przy swoim futrzastym towarzyszu... co zamaskował pod uprzejmym uśmiechem. Oczywiście uśmiechał się delikatnie, by przypadkiem nie pokazać zbyt wielu zębów. Domyślał się, że widok zębatej paszczy nie jest niczym komfortowym.
- Kiedyś smoków było wiele, ale teraz bardzo trudno nas spotkać. A takie smoki jak ja... w tych stronach są rzadkością - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy wilczek oparł łapy o jego nos.
Dziwne uczucie. Być tak blisko kogoś zupełnie obcego i tak otwarcie wpatrywać się w jego oczy. Bardzo niestosowne. Xian przymknął ślepia, uciekając nimi w bok, a jego oddech nieco przyspieszył. Dało się to łatwo rozpoznać, bo ciepły powiew powietrza z nozdrzy smoka przybrał na sile.
- Opowieść o mojej rasie jest dość długa i dobra na wieczór przy gorącej herbacie... a Kraina... - przez chwilę Xian zerknął znów na rozmówcę i wtedy dostrzegł, że coś z nim nie tak... jakby się pogrążył w jakimś transie, czy coś.
- Dobrze się czujesz, młody panie? - delikatnie trącił wilczka pyskiem, chcąc sprawdzić, czy wszystko gra.
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
Potrząsnął łbem i zabrał szybko łapy z nosa smoka.
- Aaa... hai, wszystko dobrze!
Nadal jednak wydawał się jakiś daleki obecnemu światu. Przechylił się nieco na bok i wpatrywał się w ślepia skrzydlatego.
- Przepraszam, jeżeli moje psie zachowanie w jakiś sposób Ci przeszkadza. Po prostu szybko przywiązuję się do innych i tak jakoś wychodzi, że pozwalam sobie na więcej niż mogę.
Spojrzał w stronę wodospadu, a jego pyszczek automatycznie otworzył się z zadumy.
- Omygy. - wyszeptał, jakby zahipnotyzowany. Wstał i zwrócił się przodem do tego majestatycznego zjawiska. Odwrócił po chwili łeb w stronę towarzysza. - Co to jest?
Z zadziwieniem spoglądał to na wodospad, to na smoka. Machał prędko ogonem, trzymając go w górze. Tyle wspaniałych rzeczy tu widuje! Najpierw smok, później jakaś woda spływająca w dół z jakiegoś urwiska. Czy on naprawdę tak mało wie o tym świecie?
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
- Nic się nie stało. Zauważyłem, że w tym kraju wszyscy są jacyś bardziej bezpośredni. Chyba będę musiał się do tego przyzwyczaić - odpowiedział łagodnym tonem.
Był tolerancyjny wobec innych istot, bo uważał, że należy szanować każdego. Ale z drugiej strony sam by się tak w życiu nie zachował. Czułby się nieswojo. Oczywiście co innego, gdyby druga osoba była kimś bliskim... tutaj można sobie pozwolić na więcej spontaniczności i emocji.
Smok dość nieporadnie podreptał w stronę wodospadu - szedł zygzakiem, jak przerośnięty wąż. Nie lubił się przemieszczać po lądzie, bo krótkie łapy i długie ciało nie ułatwiały sprawy. Ale na tak niewielką odległość można to znieść.
- Nigdy nie widziałeś wodospadu? - zapytał Xian, nie ukrywając zdziwienia - To częsty widok w górach, gdy woda natrafia na przepaść. Spójrz jak tańczy... wsłuchaj się w jej śpiew.
Zamilkł, nasłuchując szumu wody.
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
- Wodo-spad? - dopytał jeszcze, przekręcając łeb - Spadająca woda! - wykrzyknął radośnie i zaczął skakać wokół smoka.
Nagle przestał to robić, posłusznie zaczynając nasłuchiwać szumu wody, jednak wciąż nie przestawał energicznie machać kitą. Przymknął oczy i tkwił przez dłuższą chwilę w bezruchu, nasłuchując wciąż, jakby ów szum był jego ulubionym gatunkiem muzyki.
Zaczął zmierzać w stronę wodospadu niczym w transie. Stanął na brzegu, po czym otworzył oczy.
- Wspaniale. - szepnął tak cicho, jakby do siebie. Zastrzygł uszami aż jedno z nich klapnęło nieoczekiwanie. Wpatrywał się w siebie odbitego w niespokojnie falującej tafli wody.
- A więc to jestem ja. - szepnął znów. Wszystko wskazywało na to, że pierwszy raz zobaczył swoją postać, a jednak nie wykazywał zadziwienia jakie wchodzi w niego, gdy tylko widzi coś nowego. Odwrócił łeb do smoka. "To takie dziwne."
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Przez dłuższą chwilę smok milczał, pogrążony w zamyśleniu. Wbrew pozorom nie rozmyślał o pięknie otaczającej go przyrody, lecz właśnie o tym małym, dziwnym wilczku. Uroczy futrzak albo wychowywał się w kompletnej izolacji od świata, albo cierpiał na zaawansowaną amnezję. Jedno było pewne - nieważne, jaki jest powód zachowania wilka, Xian uznał, że powinien się nim zaopiekować. Silniejsi powinni zajmować się słabszymi... wtedy świat stanie się lepszy.
- Pierwszy raz zobaczyłeś swoje odbicie w wodzie... ciekawe - odezwał się smok - Wybacz, jeśli moje pytanie zabrzmi niegrzecznie, ale czy przypadkiem nie masz zaników pamięci? To bardzo poważna sprawa i sądzę, że potrzebna ci pomoc.
Pierwszy raz od bardzo dawna Xian wypowiedział swoje myśli na głos. Normalnie nie mówił tego, o czym aktualnie myślał. Mówienie wprost jest bardzo niestosowne i niegrzeczne.
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
- Ja... - zaciął się na chwilę, po czym kontynuował. - ... nie wiem.
Jego różowe ślepia błysnęły. To było naprawdę dziwne. Nie wiedział już o co chodzi, wręcz zgubił się we własnych myślach. Podszedł powoli do smoka.
- Jestem Vockee. - przedstawił się wreszcie. Spojrzał znajomemu w oczy z miną wyraźnie mówiącą "pomóż mi". Wilk poczuł się jak dziecko zgubione w supermarkecie przez rodziców. Właśnie, rodzice. "Gdzie moja mama?" zapytał siebie samego w myślach, zapominając o wszystkim innym wokół. Znów przypomniał sobie tą scenę - płacząca matka i on zsuwający się z krawędzi urwiska. "Gdzie ja jestem?" Co chwila jakieś nowe problemy dobiegały do jego mózgownicy. Chwycił się za łeb i padł na ziemię.
- Dość! - zaskomlił głośno, zwijając się w kulkę. Cisza, wreszcie cisza. Wszystkie myśli odpłynęły, cóż za ulga. Vockee zaczął się powoli uspokajać, jednak nadal leżał skulony przed smokiem. Zamknął oczy.
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Zmarszczył brwi, przybierając mocno zamyślony i skupiony wyraz pyska. Jeszcze nie słyszał o takim przypadku, że osoba cierpiąca na amnezję nie zdawała sobie z tego sprawy. Luki w pamięci to naprawdę poważna rzecz i rzucają się w oczy każdemu. Wyglądało na to, że problem wilczka był jeszcze głębszy niż Xian podejrzewał.
Dobrze, że mały przynajmniej pamiętał jak miał na imię. Całkiem ładne imię, trzeba przyznać. Smok już chciał również się przedstawić, gdy nagle zauważył, że z wilkiem dzieje się coś niedobrego.
- Vockee, co się dzieje? - zapytał zaniepokojony i ostrożnie dotknął głowy wilczka.
Starał się przy tym nie zahaczyć swoimi szponami o delikatne futerko. Ciężka sprawa, ale Xian z zaskoczeniem odkrył, że potrafi tego dokonać. Kto by pomyślał, że smoka stać na delikatność...
- Boli cię coś?
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
Spojrzał kątem oka na smoka.
- Troszkę głowa, a-ale to nic.
Powoli wstał do siadu. Uniósł łeb i wpatrywał się w latającego.
- Umm... więc jak masz na imię? - spytał, a na jego pysk znów wpłynął miły uśmiech, tak jakby cała tamta sytuacja w ogóle się nie wydarzyła. Wilk nadal nie mógł uwierzyć, że spotkał takie niesamowite stworzenie jak smok. Kiedy mu o takich opowiadano, to wręcz podkreślano, iż nie istnieją - a jednak! "Cóż za kłamcy." Zaśmiał się w duchu i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Machnął kitą, a jego ślepia błysnęły różową iskrą.
Xian Feng
Dorosły

Xian Feng


Male Liczba postów : 84

     
Nachylił się nad małym w taki sposób, że niemal łaskotał go swoimi wąsami. Musiał się jednak bardzo dokładnie przyjrzeć, czy na pewno wilczkowi nic się nie stało. Kiedy okazało się, że już wszystko w porządku, Xian cofnął się i postawił swoją łapę z powrotem na trawie.
- Dziwne te wahania nastrojów - pomyślał - Bardzo niepokojące. Trzeba by go zaprowadzić do znachora, ale gdzie szukać?
Pierwszy raz od bardzo dawna smok przejął się kimś tak mocno. Podświadomie czuł, że chyba popełnia błąd, ale jednak odłożył swój zdrowy rozsądek na bok.
- Możesz mi mówić Xian - odpowiedział, darując sobie formalności. Najzwyczajniej w świecie o nich zapomniał. Ale trudno mu się dziwić, skoro jeszcze chwilę temu Vockee miał jakiś straszny atak.
Vockee
Dojrzewający

Vockee


Male Liczba postów : 86

     
Wyszczerzył kiełki w szczerym uśmiechu.
- Całkiem ładne masz imię. - skomentował, machając prędko kitą. Zastanawiało go to, jak to jest być czymś innym niż wilkiem. Czy wtedy życie jest trudniejsze, a może na odwrót? Jejku, tyle miał pytań - niestety żadnego z nich nie potrafił zadać, a raczej zapominał, by tak zrobić.
Odwrócił się znów w stronę wodospadu. Podszedł do brzegu i włożył przednie łapy do wody, po czym gwałtownie odskoczył i w jednej chwili znalazł się pod smokiem.
- Łoo~ Jak zimno! - zawył, potrząsając łapami i liżąc je. Szczerze nigdy nie czuł czegoś takiego jak mróz - a przynajmniej tak właśnie myślał. Otulił nieco zmarznięte łapska swoim puszystym ogonem.
- Nigdy więcej. - zażartował i przewrócił się na plecy, spoglądając z dołu na Xian'a {?}.
Sponsored content